Właśnie w taki sposób swój powrót do Waszyngtonu wyobrażał sobie John Wall. Mimo, że grał przeciwko Wizards - miejscowa publiczność wiwatowała po każdej dobrej akcji swojego byłego lidera. Wall nie krył po spotkaniu ogromnego wzruszenia.
- To wciąż moje miasto - wykrzyknął rozgrywający po jednej z udanych akcji.
Wall zakończył mecz z 13 punktami i mocno przyczynił się do szóstej z rzędu przegranej Wizards. Liderem Los Angeles Clippers był jednak kto inny - Paul George zanotował 36 punktów, a Nicolas Batum w końcowych sekundach trafił kluczową trójkę. Trzeba przyznać, że szkoleniowiec Clippers także chciał uhonorować swojego koszykarza - wypuścił go bowiem po raz pierwszy w tym sezonie w pierwszej piątce. John otrzymał owację na stojąco już na starcie oraz podczas pierwszej przerwy, kiedy pokazano wideo upamiętniające grę rozgrywajacego.
Zobacz także: Wielki mecz Splash Brothers
Wizards wybrali Walla w 2010 roku z pierwszym numerem draftu. W stolicy spędził aż 9 sezonów, w trakcie których wielokrotnie udowadniał, że jest jednym z najlepszych rozgrywających w lidze - o jego współpracy z Marcinem Gortatem wciąż z ogromnym uśmiechem wspomina się w Waszyngtonie. Po kilku kontuzjach, drużyna ze stolicy postanowiła oddać swojego lidera do Houston Rockets, z którymi rozstał się przed tym sezonem. Na podpis Johna zdecydowali się Clippers.
- To jest to, na co czekałem cztery lata. Cieszę się, że zostałem w ten sposób uhonorowany. Naprawdę na to liczyłem - dodał.