Czy Jordan Poole i Draymond Green naprawdę byli w stanie się pogodzić po incydencie, jaki miał miejsce przed rozpoczęciem sezonu? Okazuje się, że nie było to takie proste i panowie mogą nadal żywić do siebie uraz.
Porażka z Los Angeles Lakers w półfinale zachodu siłą rzeczy spowodowała lawinę wątpliwości, co do przyszłości zespołu z San Francisco. Wyjaśnić trzeba przede wszystkim bardzo kłopotliwą dla Golden State Warriors kwestię relacji pomiędzy weteranami, a młodymi zawodnikami, bowiem te - najwyraźniej - drużynie nie pomagały. Jordan Poole w ostatniej rozmowie z dziennikarzami odpowiedział m.in. na pytania związane z Draymondem Greenem i nie brzmiał jak ktoś przekonany, że nie miały one wpływu na cały zespół.
Zobacz także: Koniec przygody Hardena z Embiidem?
- Nie mam odpowiedzi na to pytanie - zaczął. - Po prostu byliśmy razem na parkiecie jako koledzy z drużyny. To dla nas biznes, szczerze mówiąc. Tak do tego po prostu podchodziliśmy. Wychodziliśmy razem na parkiet, żeby wygrywać mecze - dodał.
Wcześniej Poole przyznał, że w trakcie pierwszych dwóch lat w lidze traktował Greena jak starszego brata, bowiem ten pomagał mu przetrwać ten okres inicjacji. Jednak po incydencie z przygotowań do bieżącego sezonu pomiędzy zawodnikami nigdy już nie było tak samo. Został ślad, którego ani Poole, ani Green nie mogą się pozbyć. To był także moment, w którym młodsi gracze składu mieli stracić część zaufania do weteranów. Na domiar złego trener Steve Kerr nie określił jasno ról Poole’a czy Jonathana Kumingi. To wszystko powoduje, że atmosfera w szatni GSW będzie bardzo gęsta, jeśli w off-season nie dojdzie do zmian.