Los Angeles Lakers wygrali poprzedniej nocy z Sacramento Kings na własnym parkiecie, a Russell Westbrook rozegrał mecz bez żadnej straty! Pierwszy raz od prawie sześciu lat!
Ekipa prowadzona przez LeBrona Jamesa potrzebuje zwycięstw niczym tlenu. Jeśli chcą wbić się do walki z czołówką zachodniej konferencji, muszą seryjnie wygrywać, a z tym mają w tym sezonie nie lada problem. Poprzedniej nocy gościli na własnym parkiecie Sacramento Kings, więc przystępowali do tego meczu w charakterze faworyta. Już bez pomocy Stanleya Johnsona, w sprawie którego nadal nie podjęto żadnej decyzji.
Od początku do końca mecz miał interesujący przebieg. Los Angeles Lakers rozpoczynali czwartą kwartę z 2-punktowym prowadzeniem (85:83). Po lay-upie Daviona Mitchella Sacramento Kings wyszli na prowadzenie 96:89, ale chwilę później trójka LeBrona Jamesa uspokoiła dla Lakers sytuację. Przy stanie 110:109 dla Kings, Lakers zanotowali run 13:4 i ostatecznie wygrali ten mecz. Punkty w trakcie tej serii zdobywali LBJ, Malik Monk i ostatnie Russell Westbrook.
Zobacz także: Najlepsza jedynka w lidze?
A skoro mówimy już o doświadczonym rozgrywającym Jeziorowców, to warto zwrócić uwagę na fakt, że do swoich 19 punktów, 7 zbiórek, 2 asyst, przechwytu i bloku NIE DOŁOŻYŁ żadnej straty. To oznacza, że pierwszy raz od 14 marca 2016 roku Westbrook skończył mecz z liczbą “0” w rubryce strat. Seria trwała 407 meczów. W Lakers zapewne chcą wierzyć, że to sygnał, iż Russell zaczyna czuć ten zespół i się do niego przystosowywać.
Dla Lakers to trzecia wygrana z rzędu. Najlepszym zawodnikiem na parkiecie był LBJ, który potwierdza, że wiek to tylko liczba. W 36 minut zanotował 31 punktów (12/26 FG, 3/10 3PT), 5 zbiórek, 5 asyst i blok. Dobrą formę utrzymuje także Malik Monk, który zapewnił 24 punkty trafiając 6/11 3PT. Po stronie Kings niezłe zawody rozegrał De’Aaron Fox z dorobkiem 30 oczek i 6 asyst. Pomagał mu jedynie Buddy Hield. Z ławki zapewnił 26 punktów na skuteczności 7/13 3PT.