Niemal wszystko dla Los Angeles Lakers sprowadza się do tego, w jakiej formie danego dnia są LeBron James, Russell Westbrook czy Carmelo Anthony. Poprzedniej nocy cała trójka dała “dobre” minuty.
Ekipa z LA przystępowała do tego meczu po serii pięciu porażek z rzędu. Lakers potrzebowali tego zwycięstwa, jak tlenu - zarówno, by zatrzymać karuzelę toksyn, jaka zaczęła krążyć w szatni, jak i po prostu poprawić nieco swoją sytuację w tabeli. W ostatnim czasie zarówno LeBron James, jak i Russell Westbrook mówili wiele dziwnych rzeczy, za które im się trochę oberwało. Zwycięstwo z Houston Rockets pozwala Lakers złapać oddech, ale na jak długo?
Na 2,5 minuty przed końcem sędziowie odgwizdali LeBronowi “goaltending” przy lay-upie pierwszoroczniaka Jalena Greena. Gdyby decyzję utrzymali, gospodarze objęliby jednopunktowe prowadzenie. Lakers poprosili jednak o challenge i ten zakończył się sukcesem, bo LBJ błędu nie popełnił. Zaraz Carmelo Anthony trafił za trzy i powiększył prowadzenie swojego zespołu do czterech punktów. Spotkanie na linii rzutów wolnych zamknął LBJ.
Zobacz także: LaVine w pogoni za Jordanem
Kluczową sprawą było dla tego meczu podwójne triple-double Jamesa i Westbrooka. Panowie jakby chcieli odpowiedzieć na krytykę, która w ostatnim czasie na nich spadła. James skończył mecz z linijką 32 punktów (11/19 FG, 3/5 3PT), 11 zbiórek oraz 11 asyst. Russ dołożył kolejne 24 oczka (10/17 FG, 2/2 3PT), 12 zbiórek i 10 asyst. W grze tego drugiego było widać więcej logiki - rezygnował bowiem z rzutów, które miały małe szanse powodzenia.
To dla Lakers kluczowa kwestia - jeśli zaczną grać koszykówkę pragmatyczną, a nie “na fantazji”, mogą z tego zespołu wyciągnąć znacznie więcej. Liderom dobrze pomagali Melo, który z ławki dołożył 24 oczka na skuteczności 9/15 FG i 4/8 3PT oraz Malik Monk z 25 punktami na skuteczności 7/14 FG. Po stronie Rockets 22 punkty, 5 zbiórek i 9 asyst Kevina Portera Jr’a, 24 oczka Jalena Greena i 22 punkty i 8/12 z gry Christiana Wooda.