Zespół z LA ma twardy orzech do zgryzienia. Za siedem dni zamknięte zostanie okienko transferowe. To oznacza, że Rob Pelinka - generalny menedżer Lakers, ma przed sobą bardzo intensywny okres.
Trudno nie wyjść z założenia, że Los Angeles Lakers potrzebują zmian, jeżeli naprawdę chcą się włączyć do rywalizacji o mistrzostwo. Drużyna z LA zdaje się nie mieć już marginesu błędu. Jeśli Rob Pelinka w porozumieniu ze sztabem szkoleniowym nie wykorzysta odpowiednio ostatnich dni okienka transferowego, Lakers mogą utknąć w bardzo trudnej dla siebie sytuacji. Jest kilka nazwisk w rotacji zespołu, które trzymają ręce na walizkach, bo wkrótce może się okazać, że zmienią barwy.
Problem polega na tym, że wartość tych graczy pozostawia sporo do życzenia. Już przed sezonem mówiło się, że Lakers mogą handlować Kendrickiem Nunnem, który nie zagrał dla zespołu ani jednego meczu z powodu kontuzji lewego kolana. Ta swoją drogą owiana jest dziwną tajemnicą. Kolejnym kandydatem jest Talen Horton-Tucker. W opinii wielu nie spełnił pokładanych w nim nadziei. W 36 meczach bieżącego sezonu notował na swoje konto średnio 9,7 punktu i 2,5 asysty trafiając 40,7 FG% i słabe 25,7 3PT%.
Zobacz także: Kiedy wróci Dray?
Niewykluczone, że obaj opuszczą zespół w towarzystwie picków draftu, bo na ich poświęcenie w LA muszą się przygotować. Ale czy za ten pakiet mogą oczekiwać w zamian gracza pokroju Jeramiego Granta, Mylesa Turnera czy Gary’ego Trenera Jr’a? Pojawiła się propozycja zwolnienia z kontraktu któregoś z piątki Kent Bazemore, DeAndre Jordan, Dwight Howard, Wayne Ellington, Trevor Ariza, których rola w rotacji jest niejasna, i zapolowania na wolnego agenta.
Po 10 lutego na rynku zapewne będzie kilku wartościowych zawodników, którzy zostaną zwolnieni ze swojej umowy i będą szukali zespołu gotowego dać im szansę walki o mistrzostwo. To dla Lakers alternatywne rozwiązanie, jeśli w zamian za oferowany pakiet nie dostaną gracza, którego uznają za realne wzmocnienie składu. Przez kilka kolejnych dni wszyscy Pelince będą patrzeć na ręce.