Sytuacja Australijczyka nie zmieniła się ani trochę w przekroju ostatnich miesięcy. Zawodnik nadal czeka na transfer. W międzyczasie pojawiają się doniesienia, że Simmons chciałby zagrać dla… Gregga Popovicha.
Można odnieść wrażenie, że w Filadelfii o Benie Simmonsie zapomnieli. Daryl Morey już jakiś czas temu zapowiedział, że nie będzie się w sprawie Australijczyka spieszył. Ten więc pozostaje poza grą i stara się utrzymać wysoką formę trenując indywidualnie. Simmons poprosił o transfer przed rozpoczęciem sezonu. W trakcie się Moreyowi przypomniał, ale jego prośba dotąd nie została spełniona. Kto mógłby uratować jego karierę?
Zobacz także: COVID sieje w NBA spustoszenie
Wiele mówi się o tym, że skrzydłowy chciałby zagrać dla Gregga Popovicha, a to oznaczałoby transfer do San Antonio Spurs. Poinformował o tym Marc Stein z substack. To oznacza, że Spurs musieliby znaleźć sposób na to, by przekonać Sixers do negocjacji. W Philly zatem liczyliby na to, że w zamian za Simmonsa do zespołu trafi któryś z młodych utalentowanych, czyli Dejounte Murray, Keldon Johnson, Lonnie Walker bądź Derrick White.
Wymiana musiałaby się także zgadzać pod kątem salary-cap, więc ułożenie tych klocków byłoby nie lada wyzwaniem. Czy w Teksasie byliby gotowi poświęcać któryś ze swoich młodych utalentowanych graczy na rzecz kota w worku? Problem z Simmonsem polega na tym, że nikt nie wie, w jakiej jest obecnie formie zarówno psychicznej, jak i fizycznej. W ostatnim czasie spotykał się z psychologami, więc jest dużo znaków zapytania.