Trzecia z rzędu, z pauzą na pandemię, wizyta NBA w Paryżu przebiegła szybko, po cichu i bez zbędnego rozgłosu. Wiadomo, że Paryż obecnie ma inne rzeczy na głowie pod względem sportowym jednak czy NBA wróci do wielkich czasów witania gwiazd?
NBA po raz trzeci zawitała do stolicy Francji ze swoim daniem głównym. Bo tak chyba należy nazywać spotkanie należące do sezonu regularnego NBA. W 2024 roku do gry w Accor Arena stawili się Cleveland Cavaliers i Brooklyn Nets co było nieco zaskakujące, biorąc pod uwagę wybór w Drafcie Victora Wembanyamy przez San Antonio Spurs.
Zaskakujące, bo podczas zeszłorocznej edycji tej imprezy (Bulls – Pistons) nawet sam komisarz NBA starał się jak mógł zachowywać się profesjonalnie i nie wspominać, że to właśnie Francuz jest murowanym kandydatem do bycia wyborem numer jeden w Drafcie 2023. Hype wokół reprezentanta wtedy gracza Levallois był tak wielki, że wizyta Spurs w Paryżu jest formalnością.
Mimo to brak Wembanyamy dla kibiców z Francji nie był kompletnie odczuwalny. Ten deficyt NBA zapełniła liczną reprezentacją francuskiego basketu w NBA w postaci Tony’ego Parkera, Joakima Noah, Mikaela Pietrus czy Iana Mahimiego. Oprócz tego NBA ogłosiła masę współprac juniorskich i otwarcia kilku programów szkoleniowych dla młodych adeptów koszykówki. W ramach tych eventów pojawiła się również gwiazda WNBA i jedna z najlepiej rzucających koszykarek w historii Sabrina Ionescu. Sam prezydent Francji Emmanuel Macron dziękował NBA za przybycie i wkład, jaki liga wnosi w rozwój młodzieży. Do tego należy dodać tradycyjny event NBA House z licznymi konkursami dla kibiców, którzy mogli za darmo zapisać się przez NBA ID, specjalną pizzerię Nets czy paryską kawiarnię „Cavs Café”.
Cała otoczka wyglądała, jak należy i mieściła się w standardach tego, co za sobą niesie logo z Jerrym Westem, jednak dało się zauważyć brak otoczki i emocji oczekiwania na czwartkowy mecz. Może przez zestawienie drużyn, może przez to, że Paryż ma przed sobą olbrzymie wyzwanie w postaci organizacji Igrzysk Olimpijskich i miasto żyje swoimi problemami, jak zmiany w ministerstwach i niedokończone remonty kolidujące ze startem IO 2024, ale to nie było to samo doświadczenie, co przed rokiem lub w 2020 roku. W tym roku duży akcent położono na lokalną publiczność. Widać to było po wyżej wspomnianych inicjatywach będących mariażem promocji NBA i ustaleń francuskiego ministerstwa sportu, ale najbardziej dał o sobie znać brak gwiazd „sprzed lat” czy to Cavs, czy to Nets. Poza Sabriną Ionescu w Paryżu NBA nie reprezentował nikt spoza Francji, jeśli chodzi o emerytowanych graczy NBA.
W sklepie z pamiątkami było kilka produktów specjalnie wyprodukowanych z tej okazji, ale brak istnego „must-have” każdego wyjazdu na mecz NBA, czyli okolicznościowego kubka to już znak, że czegoś jest brak. Pozostało zadowolić się okolicznościowym magnesem na lodówkę czy koszulką NBA Paris Game 2024 bez żadnych klubowych akcentów Nets, czy Cavs. Pół żartem, pół serio, ale NBA House wyglądał bardziej jak coroczne targi sponsorów i kontrahentów NBA niż kawałek magii NBA z malutkimi akcentami sponsorskimi.
Sam mecz nie budził większych emocji. Cavs gładko W pierwszej połowie od czasu do czasu można było usłyszeć echo piszczących butów na parkiecie, rezonującą obręcz po niecelnym mocnym rzucie z dystansu czy po przestrzelonym wsadzie. Komplet publiczności zebranej w Accor Arena się ożywił, dopiero kiedy Nic Claxton po swoim wsadzie zaczepił Tristana Thompsona i doszło do przepychanki. Nets nieśmiało otworzyli czwartą kwartę serią 9-1 niwelując prowadzenie Cavs do 10 punktów. Kilka minut później zaliczyli kolejny, ale jak się potem okazało ostatni zryw w tym meczu i z 7-0 nieśmiało zbliżyli się do przeciwnika 7 punktów. Lider Cavs Donovan Mitchell zanotował rekord punktowy (45 punktów) oficjalnych spotkań RS rozgrywanych w Europie.
Jeśli NBA chce utrzymać to jedno spotkanie sezonu regularnego, to musi dojść do jakichś zmian. Najprostszym wyjściem byłoby wysyłanie najlepszych z najlepszych w danym sezonie, ale wiadomo, że nie zawsze będzie to możliwe. Chociażby z powodów logistycznych czy kłopotów z zapewnieniem odpowiedniej ochrony, ubezpieczeń czy innych spraw formalnych. Jednak po raz ostatni mecz o stawkę z wynikiem na włosku miał miejsce w 2019 roku, natomiast spotkanie zakończone dogrywką miało miejsce w 2016. Wtedy jeszcze Europejską „bazą” NBA był Londyn, gdzie od 2011 (z przerwą na 2012) do 2019 rozgrywano mecze sezonu regularnego.
Adam Silver na przedmeczowej konferencji prasowej wspomniał, że liga myśli nad wprowadzeniem więcej niż jednego spotkania sezonu w Europie. Komisarz ligi NBA nie wspomniał o tym, czy chodzi o drugi mecz w Paryżu, czy też w innej lokalizacji. Kto wie, czy miłym ukłonem dla kibiców z Europy nie byłaby powtórka z np. finału In-Season Tournament, gdzie przegrany finalista zapewnia sobie awans do NBA Paris Game gdzie będzie walczył, o „wstaw sobie nazwę nagrody”. Wyobraźcie sobie coś takiego!
Po meczu udało się zamienić kilka słów Emonim Batesem z Cleveland Cavaliers. Poruszyliśmy kilka tematów, jednym z nich było pytanie o jego wzrost. Emoni na moje pytanie, czy dalej rośnie, odpowiedział, że tak i prawdopodobnie w połowie roku trzeba będzie aktualizować jego kartę zawodnika. Pozostaje życzyć tego samego występom NBA w Europie! Niech rośnie!