Zawodnik Dallas Mavericks jest przekonany, że nic lepszego niż transfer do ekipy Luki Doncicia nie mogło mu się przytrafić. Za kilka dni rozpocznie kolejną walkę o mistrzostwo NBA i ma obok siebie grupę, w którą naprawdę wierzy.
Gdy Brooklyn Nets transferowali Kyriego Irvinga do Dallas Mavericks, pojawiało się wiele głosów sugerujących, że przygoda zawodnika z nową drużyną skończy się dokładnie tak samo, jak poprzednie. Irving miał początkowo zdradzać nadzieję na ciekawą przyszłość, a potem coraz głośniej wyrażać swoje niezadowolenie, co ostatecznie doprowadziłoby do kolejnego transferu lub zakończenia współpracy. Tak się jednak nie stało. Irving zbudował w Dallas silne relacje z kibicami oraz swoimi kolegami, co przekłada się na jego dobrą grę na parkiecie oraz doskonałe samopoczucie poza nim.
Zobacz także: Warriors i Klay nie rozmawiają
- Odnoszę wrażenie, że piszemy teraz naprawdę piękny rozdział - zaczął. - Niczego nie biorę za pewnik i cieszę się każdym krokiem. Ta społeczność mi sprzyja. Mówiłem o tym już wcześniej w tym sezonie. Ci ludzie naprawdę przyjęli mnie do siebie. To pomogło mi się rozwinąć i odnaleźć spokój. [...] Spędziłem 12 lat we wschodniej konferencji, gdzie masz wszystkie cztery pory roku i życie bywa depresyjne. Tutaj cieszę się pogodą i spędzam czas z moją rodziną. Wiesz jak to mówią - szczęśliwa żona, szczęśliwe życie - skończył.
Po okresie w Cleveland, Irving trafił do Bostonu, a następnie do Nowego Jorku. W Dallas wylądował zimą 2023 roku i od tego czasu jego życiu towarzyszy spokój, jakiego zawodnik potrzebował. Przed nim oraz jego kolegami najważniejszy etap rywalizacji o mistrzostwo. Dla Irvinga to czwarte finały w karierze. Dwukrotnie przegrywał z Golden State Warriors. Jedyny pierścień zdobył w 2016 roku z Cavs, gdy trafił wielką trójkę nad rękami Stephena Curry’ego. W 17 meczach fazy posezonowej, Irving notował na swoje konto średnio 22,8 punktu, 5,2 asysty i 3,8 zbiórki trafiając 48,5% z gry oraz 42,1% za trzy.