NBA postanowiła wszcząć śledztwo w sprawie ruchów transferowych Philadelphii 76ers. Nie podoba im się narracja, jaka zapanowała m.in. wokół Jamesa Hardena, który zaakceptował niższą umowę.
Kilka minut po rozpoczęciu okienka transferowego pojawiły się informacje o kontrakcie dla P.J.-a Tuckera. Weteran ustalił z Sixers warunki 3-letniej umowy za pieniądze z wyjątku mid-level. Niedługo później zespół zakontraktował Danuela House’a. Oba te ruchy były możliwe dzięki temu, że James Harden zrezygnował wcześniej z opcji zawodnika za 47 milionów dolarów. Wiele mówiło się o tym, że jeden z liderów rotacji zaakceptuje krótszy i niższy kontrakt, by zrobić miejsce w salary-cap.
Zobacz także: DeRozan mógł grać dla Warriors
Ostatecznie Harden dogadał się z zespołem w sprawie 2-letniego kontraktu za 68 milionów dolarów. W sezonie 2022/23 zarobi 33 miliony, natomiast na kolejne rozgrywki ma opcję zawodnika, więc teoretycznie za rok ponownie może zostać wolnym agentem. Na ligowych korytarzach panuje przekonanie, że wszystko zostało dokładnie przez Daryla Moreya, dyrektora sportowego Szóstek, zaplanowane. Latem 2024 roku Harden może podpisać maksymalne przedłużenie i odzyskać swoje pieniądze.
Liga uważa, że coś w tych ustaleniach jest nie tak. Przypuszcza, że umowa z Tuckerem i Housem została ustalona jeszcze przed tym, gdy obaj zostali wolnymi agentami. Mogło więc dojść do tzw. tamperingu. Rok temu liga udowodniła takie działanie Milwaukee Bucks oraz Chicago Bulls. Oba zespoły za karę straciły wybory w drugiej rundzie draftu. Morey został już wstępnie “przesłuchany” przez prawników NBA. Cała sytuacja nie wygląda dla Sixers najlepiej. Liga musi mieć jednak niezbite dowody na to, że doszło do kontaktu jeszcze w momencie, gdy nowi gracze byli związani umowami z poprzednimi klubami.