Rozgrywający reprezentacji Polski po raz kolejny zaprezentował kawałek swoich niebanalnych umiejętności. Gdy potrzebowaliśmy przebłysku jego talentu, ten wziął sprawy w swoje ręce i zapewnił nam nie lada emocje.
W pierwszej połowie udało nam się zatrzymać na 26 punktach i wracaliśmy do gry z 11-punktową przewagę. W drugiej połowie, głównie za sprawą serii punktowej Deniego Avdiji, Izrael szybko odrobił straty i doprowadził do interesującej końcówki. Polacy mieli duży problem ze zorganizowaniem ataku, dlatego w takich momentach bardzo często decyduje talent.
- Na szczęście znaleźliśmy na nich sposób. To nie byłem tylko ja, bo cały zespół świetnie zareagował, zwłaszcza pod koniec meczu. Myślę, że tylko świetne zespoły są w stanie w ten sposób zakończyć trudne spotkanie - zaczął Jordan Loyd.
Kluczowe posiadanie spotkania miało miejsce na 13 sekund przed końcem. Lody utknął na szczycie pomiędzy dwójką obrońców i z ograniczoną możliwością ruchów, ponieważ złapał piłkę w obie ręce. Wykonał jednak klasyczny step-through i rzucił floaterem w kierunku kosza.
- Widziałem, że wokół mnie jest zbyt tłoczno i trochę rozwaliło nam się to posiadanie. Spróbowałem więc przebić się przez obronę i rzucić. Wiedziałem jednak, że piłka nie zmierza do kosza, więc podążyłem za nią pod kosz i udało się ją dobić. Podjąłem w tym meczu wiele złych decyzji i muszę być pod kątem organizowania naszego ataku lepszy.
Zaraz po meczu zawodnik został również spytany, czy nerwowa końcówka spowodowała, że czuł jakąkolwiek presję związana z wynikiem i tym, jak wielka odpowiedzialność spoczęła na jego barkach.
- Nie czułem presji, koszykówka nie wiąże się dla mnie z presją. To sport, który kocham i cieszę się, że mogę robić to, co robię - zakończył.
Dzisiaj o godz. 20:30 reprezentacja Polski rozegra kolejny mecz turnieju. Naszym rywalem będzie teoretycznie najsłabsza w grupie Islandia, ale mimo to musimy pozostać czujni, by nie pozwolić sobie na wpadkę.